Zwyczaj tytułowania osób, które już nie pełnią ważnej funkcji

Tytułomania czyli mania tytułowania

Jednym ze zjawisk społecznych, które mnie irytują, jest ustawianie ludzi w hierarchii ważności oraz tytułomania.
Na co dzień staram się nie zaprzątać sobie tym zbytnio głowy, ale w kontekście jakichś wydarzeń, temat powraca jak bumerang.

1. Hierarchia ważności

Ludzie lubią ustawiać wszystko w skali ważności. I nie wiem czy dzieje się tak, bo daje to poczucie bezpieczeństwa. Czy też to wynika z głęboko zakorzenionych w genach przekonań, że tak trzeba. Przecież bardzo zmieniły się warunki w jakich żyjemy, priorytety, ideały i wartości. A nadal panuje przekonanie, że np. nauczyciel jest ważniejszy od ucznia, lekarz od pacjenta, przełożony od pracownika czy polityk od przeciętnego obywatela.
Naturalne prawa człowieka, podstawy filozofii czy konstytucja, dają równe prawa każdemu człowiekowi. A ten sam człowiek, ogranicza to swoje prawo, stawiając innych w hierarchii ważności nad sobą. Czy to nie jest paradoks?

Tytułomania czyli mania tytułowania odchodzi już w przeszłość. Fioletowe bzy w kompozycji ze znakiem paragrafu.

2. Tytułomania

Kilka lat temu pracowałam w tzw. budżetówce, takiej na prawdę jak z dowcipów o tych wszystkich złych urzędnikach. Co tu dużo mówić, był to ZUS 🙂
Mój naczelnik miał uporczywą manię tytułowania ” Pan/Pani Magister” tych, którzy ten tytuł akademicki mieli. Co więcej, obowiązkowo na służbowych pieczątkach i identyfikatorach, ten tytuł również był umieszczany. Zrozumiałabym jeszcze gdyby zwracał się do pracowników: „Pan/Pani Inspektor”, choć to też uważam za zbyteczne. A nawet w pewnych przypadkach trudne, bo nazwy stanowisk czasem są skomplikowane i kilkuczłonowe.
Natomiast w obecnej pracy, spotkałam się z przypadkiem tytułowania mnie przez kontrolowaną osobę : „Pani Inspektor”. Paradoksem jest to, że jeśli chodzi o ścisłość, to ja mam formalnie stanowisko „Głównego Specjalisty” 🙂

Z czego wynika ta tytułomania ? Moim zdaniem to głęboko zakorzeniony nawyk, mający swoje źródło w czasach historycznych. Wtedy, kiedy społeczeństwo było bardzo rozwarstwione, a tytuły stosowano dla wyróżnienia poszczególnych osób, pełniących jakieś ważne funkcje lub mających szlacheckie pochodzenie. W czasach późniejszych, tzn. bliższych nam, tytułowanie „magistrem” niektórych osób, miało podkreślać wyjątkowość tego tytułu, bo ukończone studia wyższe były czymś elitarnym i nie dla każdego.
Dzisiaj, gdy dostęp do edukacji jest właściwie nieograniczony, taki tytuł nie jest czymś wyjątkowym. Ani nie świadczy o wyższości jednego człowieka, nad drugim.

Tytuły typu: „Panie Dyrektorze”, „Panie Ministrze”.

Stosowanie tytułów, typu: „Panie Dyrektorze”, „Panie Ministrze”, „Pani Doktor”, powinno być stosowane, według mnie tylko w kontekście pełnionej funkcji.
I tak mój przełożony w pracy jest dla mnie „Panem Dyrektorem”, ale gdybyśmy spotkali się na niwie prywatnej, to tytułowałabym go po prostu „Panem”.
I tu taka mała dygresja. Mój Dyrektor zwraca się do mnie „Pani Wioletto”, a nie ” Główny Specjalisto” 🙂 I to jest właśnie dowód na to, że zostałam ustawiona w hierarchii ważności niżej od niego. Bo inaczej powinnam zwracać się do niego „Panie Piotrze” 🙂

Tytułowanie byłych polityków.

Wygaśnięcie pewnej funkcji, moim zdaniem powinno automatycznie zdejmować z takiej osoby jej tytuł. Przyjęło się na przykład tytułowanie byłego Premiera, Prezydenta czy Ministra tym samym tytułem, do końca jego życia. Dla mnie to tylko językowy zwyczaj i nic więcej.
Gdybym znalazła się w gabinecie takiej osoby, tytułowałabym ją zgodnie z aktualnie pełnioną funkcją. Spotkaną na ulicy nazwałabym Panem, a w relacjach służbowych – nazwą stanowiska kierowniczego, jaką pełniłby np. w urzędzie, organizacji czy na uczelni.

Tytuły duchownych.

W mojej pracy spotykam się czasem z dylematem moich współpracowników , jak tytułować duchownego- księdza. Podkreślają oni mianowicie, że albo są niewierzący lub innego wyznania. Poza tym reprezentują świecki urząd, więc stosują formę „Pan”. Dla mnie zwrot Ksiądz” ma dwojakie znaczenie. Po pierwsze to tytuł duchownego, stosowany przez współwiernych, należących do danego wyznania religijnego. Po drugie to tytuł służbowy przedstawiciela instytucji Kościoła i ja tak do tego podchodzę.
Zatem w relacjach służbowych tytułuję taką osobę najczęściej „Księdzem Proboszczem, a w prywatnych „Księdzem”.  Na jedno w tym przypadku wychodzi  i nie jest to bynajmniej tytułomania 🙂

Zwrot „witam”.

Nie lubię , kiedy otrzymuję prywatny mail ze zwrotem „witam” w nagłówku. Ten zwrot tak pisany ma dla mnie pejoratywny wydźwięk. Oznacza to, jakby ktoś traktował mnie z góry. Co innego, gdy jest on wypowiadany przy powitaniu wraz z życzliwym gestem np. zaproszenia do środka czy uściśnięciem ręki. Występuje on jednak tak powszechnie, szczególnie wśród bardzo młodego pokolenia, że chyba trzeba się przyzwyczaić. Choć, ja walczę z tym tak, że odpisując takiej osobie, stosuję zwrot: „dzień dobry” 🙂

Panująca tytułomania czyli mania tytułowania, to już  relikt przeszłości

Ciekawa jestem, jaka jest Wasza opinia na temat stosowania tytułomanii, szczególnie w życiu codziennym.
Może spotkały Was jakieś zabawne historie z tym zjawiskiem związane?

Przeczytaj też o uważności czyli życiu tu i teraz

Podobne wpisy

31 komentarzy

  1. Trochę się z Tobą nie zgodzę w kwestii tego, że nauczyciele są ważniejsi niż uczniowie. Kiedyś nauczyciel był autorytetem. Dziś uczniowie robią co chcą, a nauczyciele w wielu kwestiach muszą odpuścić.
    Byłam kiedyś świadkiem jak nauczycielka chciała rozdzielić dwie kłócące się osoby i usłyszała, że ma „go” nie dotykać, bo oskarży ją o molestowanie …
    Wydaje mi się, że teraz uczniowie nie szanują nauczycieli …

    Jeśli chodzi o tytułowanie wg wykształcenia, to niekiedy jest, to aż śmieszne …
    Kiedyś tak jak piszesz posiadanie tytułu magistra, to było coś. Dziś magistrów jest pełno…
    Spotkałam się kilka razy w aptece jak starsze osoby zwracały się „Pani Magister”.
    Na starych grobach też widziałam, że zmarła osoba miała przed nazwiskiem mgr.

    Zgadzam się z Tobą, że w pismach służbowych nie wypada pisać „witam”.

  2. Nie nawidzę tytułowania na codzień mam spory kontakt z lekarzami i magistrami rehabilitacji . Oczywiście do lekarza mówię panie doktorze ,ale do rehabilitantów stram sie mówić pan/ pani lub po imieniu . Pamiętam jak mama mi opowiadała jak jedna z rehabilitnatek w szpitalu w Warszawie kazała sobie mówić pani magister i imie , a no to jakaś matka odpowiedziała jej ,że prosze mówić do mnie pani doktor bo miała doktorat z czegoś tam.

  3. Pracuję w oddziale Urzędu Miejskiego w małej 7-osobowej grupie. Jesteśmy wszyscy ze soba na ,,ty” łącznie z panią naczelnik :D. Po moich dotychczasowych doświadczeniach, jest to bardzo pozytywna odmiana.
    Pozdrawiam serdecznie :D!!!

  4. W kwestii tytułowania obowiązują pewne ustalone zasady, który dotyczą wszystkich szczebli życia publicznego i tych bardziej osobistych. Ja działam w tej kwestii intuicyjnie. W relacjach służbowych używam należnych tytułów związanych z zajmowanym stanowiskiem, ale tylko w sytuacjach oficjalnych. Poza nimi używam zawrotów Pan/ Pani lub w bliższych kontaktach po prostu zwracam się po imieniu. Pozdrawiam.

  5. tytułowanie jest niefajne, nie lubię … tytuł naukowy nie świadczy o człowieku.
    Pamiętam jak raz dla żartu wysiadając z tramwaju w drodze do domu do koleżanki jadącej jeszcze kilka przystanków powiedziałam : do widzenia pani profesor , do jutra! Mina ludzi w tramwaju bezcenna:-)

  6. Wydaje mi się, że to się bierze ze zwykłych potrzeb społecznych jakie niesie codzienność w erze człowieka na planecie. Rodzi to pewien porządek. Jeśli chodzi o mgr to sama często go wpisuję aby osoby, z którymi mam do czynienia wiedziały, że jestem osobą wykształconą dzięki czemu łatwiej mi przebić się z planem. Jestem terapeutą i ogromną różnicą jest, kiedy ktoś rozmawia z panią Agatką a inaczej z panią magister … – od lat to zauważam. W pracy sama stosuję różnicowanie w kontaktach z koleżankami a przełożonymi. Każdy ma swój zawód i obowiązki. Wydaje mi się, że dzięki temu nie ma chaosu i każdy może spokojnie zająć się swoją częścią pracy na rzecz całego społeczeństwa.

  7. Tytułomania to szeroki temat:)jeśli jest to tytułowanie tak jak piszesz magistra w pracy magistrem to spokojnie,czy dyrektora w pracy również:)ale mnie również drażni tytułowanie byłych premierów nadal nazwą ich stanowiska,czy ministrów ich tytułem:))najbardziej mnie jednak śmieszy nazywanie żony dyrektora pani dyrektorowa,albo żony doktora pani doktorowo:)))sama byłam świadkiem jak moja znajoma do dyrektorki szkoły do której chodził jej syn mając jakieś pretensje do niej powiedziała-„jak tak będziemy się przedstawiać stanowiskami to ja też jestem pani dyrektorowa!”(mąż jej był sekretarką posła PSL,ale jak tytułomania to tytułomania i nazywał siebie dyrektorem sekretariatu,chociaż pracował w nim sam)Tak,że ja też mam problem z tytułomanią:)bardzo mnie śmieszy takie „nadymanie”się:)))

Dodaj komentarz